środa, 18 lipca 2012

3 urodziny + rozwiązanie konkursów!

Witajcie! :)

Mój blog ujrzał światło dzienne dokładnie trzy lata temu. Nie będę Was zanudzać statystykami, chcę jedynie szczerze podziękować - za to, że jesteście, że czytacie i zostawiacie komentarze. Tym co tylko pojawiają się, aby przeczytać, ale nie zostawiają po sobie śladu - też dziękuję. Może kiedyś się odezwiecie? Po tym jak przeniosłam się z Onetu - w sumie, nie ja jedyna - jestem o wiele bardziej zadowolona i cieszę się, że i tu dotrzymujecie mi towarzystwa. Piszę po małej części dla siebie, a w większości dla Was, i każdy nowy komentarz wywołuje na mojej twarzy uśmiech :)
Dziękuję!


A teraz to, na co czekają zapewne wszyscy biorący udział w konkursie. Na pierwszy ogień idzie zwycięzca opowiadania. A dokładnie zwyciężczyni. Nagrodą są dwie książki, przy czym jest tu pierwszeństwo wyboru. Mam nadzieję, że zwyciężczynie nie zechcą tej samej książki, jeśli tak, będziemy negocjować :)

Prac było 8, co uważam za dobry wynik. Każda na swój sposób ciekawa, poznałyśmy kilka interesujących tytułów (Bractwo... :)) i postaci (bardzo lubicie diabły, tak nawiasem mówiąc...)
Ale, ale, kto jest zwycięzcą?
Małe jury w składzie ja i moja przyjaciółka zadecydowało, że...



Iara
Gratulacje! 
Przyznam, że miałyśmy niemały problem. Przyjaciółka głowiła się nad 4 opowiadaniami, ja chętnie nagrodziłabym jeszcze dwa, ale sama ustaliłam reguły to się ich trzymam. Po głowie jednak chodzi mi już konkurs na opowiadanie z dwoma miejscami...


A teraz losowanie.


Zgłosiło się malutko osób w porównaniu do poprzednich konkursów, ale tym większe szanse na wygraną :) A kto wygrał?

Następnym razem ustawię większą czcionkę. Jeśli ktoś to odczyta to będzie cud. Na tej karteczce widnieje nick:

Cassiel
Gratuluję serdecznie!


Dziewczyny poproszę o przesłanie na maila adresów do wysyłki wraz tytułami wybranych książek.

A na koniec, mając nadzieję, że Iara się nie pogniewa (przyjmuję ewentualny sprzeciw ;)), zamieszczam zwycięskie opowiadanie.


Urodzinowy diabeł

            Nienawidzę, kiedy budzą mnie hałasy. Nieważne czy dobiegają zza okna, zza ściany czy jeszcze innego miejsca. Kiedy się budzę, ma być cisza, przewracam się wtedy z boku na bok i pozwalam, by mój umysł powoli przyzwyczajał się do rozpoczęcia nowego dnia. Niestety taką możliwość los podsuwa mi nadzwyczaj rzadko.
            Tym razem obudził mnie odgłos tłuczonego szkła. Wygramoliłam się z łóżka, walcząc z kołdrą oplątaną wokół moich nóg i klnąc pod nosem. To normalne, że kiedy ktoś wyrywa mnie ze snu, jestem wściekła. To jak zbudzenie niedźwiedzia z jego drzemki. Lepiej szybko uciekać.     Otworzyłam drzwi głośniej niż należy i przygotowałam sobie kilka dosadnych słów, jakimi planowałam uraczyć „cudowną” rodzinkę, jednak głos odmówił mi posłuszeństwa, kiedy weszłam do kuchni. Po szafkach, nie przejmując się pobitą szklanką, myszkował przedziwny osobnik. Był wysoki, ubrany na czarno i miał... skrzydła. Zamrugałam, zastanawiając się, czy przypadkiem jeszcze nie śnię, ale wzrok mnie nie zwodził. Mężczyzna miał czarne, podobne do nietoperzowych skrzydła. Nosił ciemne włosy gładko uczesane do tyłu i spięte gumką, a za ubranie służyła mu długa czarna szata. Uszczypnęłam się, a kiedy nie zniknął, chrząknęłam znacząco, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Bądź co bądź, to mój dom, moja kuchnia i moja rozbita szklanka. Odwrócił się i jak gdyby nigdy nic zapytał:
            - A wódki to nie masz? Co to za dom w którym nie ma wódki?!
            Zamarłam. Przybysz wydawał się autentycznie zdumiony i oburzony, a ja nie miałam pojęcia, jak zareagować? Wygonić go, zacząć wrzeszczeć czy kupić mu tę wódkę? Zmrużyłam oczy, przyglądając mu się dokładniej. Jego wygląd kogoś mi przypominał, zamiłowanie do alkoholu również. Nagle mnie olśniło. Farmazon! Diabeł Farmazon! Nie miałam pojęcia, jak to możliwe, ale byłam pewna, że to właśnie on. Nadal nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc wskazałam potłuczoną szklankę. Podążył za moim wzrokiem, ale nie wydawał się w najmniejszym stopniu skruszony.
            - No co? Przecież i tak nie masz wódki.
            Tego było już dla mnie za wiele, roześmiałam się i śmiałam się tak długo, że zaczęło to irytować diabła, który pomstował pod nosem w tylko sobie znanym języku. Wreszcie udało mi się opanować, ominęłam kawałki rozbitego szkła i usiadłam na krześle. Nadszedł czas na pytania.
            - Farmazon, tak? - Diabeł przysiadł na drugim krześle, co uznałam, za odpowiedź twierdzącą. - Nie żebym się nie cieszyła, ale co robisz w mojej kuchni? I gdzie Ancyfer?
            Ancyfer był bliźniaczym bratem Farmazona i aniołem. Mój gość wzruszył ramionami i przez jakiś czas wiercił się na krześle. Założyłam ręce na piersi, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie odpuszczę. Westchnął.
            - Cyla... Cyla się źle poczuł. Uderzył się w głowę. - Diabeł wygiął palce. - Zrzucił na siebie wazon... - Ściszył głos prawie do szeptu. - Wcale nie było tak, że rzuciłem w niego tym wazonem, poza tym sam jest sobie winien... i co to za impreza z aniołem...
            Wszystko jasne. Nie miałam pojęcia, jak zareagować na nowinę, że mój kochany diabełek po raz kolejny znokautował swojego anielskiego bliźniaka. Kiedy Farmazon pojął, że nie będę krzyczeć, natychmiast odzyskał rezon. Wyszczerzył się do mnie.
            - To co, idziemy po wódkę?
☻☻☻
            „Po wódkę” udaliśmy się dalej, niż mieści ludzkie pojęcie. Farmazon wciągnął  mnie w coś, co przypominało ciemny wir, a kiedy znów odzyskałam zdolność widzenia, absolutnie nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Wszędzie wokół były drzewa. Zwyczajnie zielone lub pełne białych i jasnoróżowych kwiatów. Farmazon zerwał jeden kwiatek.
            - Sakura. - Wyjaśnił. Kwiat wiśni. Zdumiona szeroko otworzyłam oczy. Czy tym subtelnym sposobem chciał mi powiedzieć, że jesteśmy w Japonii?!
            - Gdzie my jesteśmy, Farmazonie?
            Diabeł uniósł palec, robiąc minę, jakby chciał powiedzieć coś bardzo mądrego, na co ja nie mogłabym wpaść.
            - Ważniejsze pytanie brzmi: kiedy jesteśmy. Japonia, era sengoku.
            Zatrzymałam się gwałtownie. Era sengoku ograniczała się do przełomu XV i XVI wieku, wiedziałam o tym, ponieważ kiedyś pisałam pracę na podobny temat. Co też ten diabeł narobił!
            - Ale Farmazonie! Ty niemądry diable, zapomniałeś, że nie możesz przenosić się z powrotem?! Bez Ancyfera utkniemy w średniowiecznej Japonii!
            Diabeł wzruszył ramionami, nie przejmując się moim wybuchem.
            - Nie biadol, wiesz jaką mieli tu dobrą wódkę? - Wyszczerzył zęby. - Chodź, przeżyjemy wspaniałą przygodę!
            - My?! My?! Ciebie i tak nikt nie widzi! Poza tym znikniesz przy pierwszej lepszej okazji!
            Posłał mi urażone spojrzenie.
            - Ja miałbym zniknąć? Nie masz do mnie za grosz zaufania! Ja tu się męczę, żeby zapewnić ci rozrywkę w twoje urodziny, pomimo, że nawet nie miałaś wódki, zabieram cię do kraju pełnego magii i przygód, żebyś mogła zobaczyć to wszystko na własne oczy, a ty zarzucasz mi, że zniknę?
            Westchnęłam i pokręciłam głową. Farmazon miewa chwile, kiedy czuje się pokrzywdzony przez cały świat i idealnie zmyśla swoje bohaterskie czyny. Tak też było tym razem, wiedziałam, że niełatwo będzie zakończyć ten słowotok, więc po prostu zgodziłam się pójść z nim na poszukiwanie przygód, pod warunkiem, że sprowadzi Ancyfera, który zabierze mnie potem do domu. Dopiero później zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam kazać mu obiecać, że nie ucieknie, jeśli coś nam zagrozi.
            Szliśmy wąską dróżką, Farmazon nucił wesoło jakąś nieprzyzwoitą piosenkę. Odgarnęłam włosy z twarzy.
            - Daleko jeszcze? Idziemy i idziemy, gdzie nas zabrałeś? Są tu jacyś ludzie?
            Machnął ręką, jakbym zadała głupie pytanie.
            - Ludzie? Nie wiem, chyba. Ale co to za przygoda, kiedy otaczają cię sami ludzie? Możemy walczyć z potworami! Będą pisać pieśni ku naszej pamięci, potem nauczą ich dzieci, a one nauczą swoje dzieci...
            - Hej, zwolnij! Jak to potwory?!
            Spojrzał na mnie, szerzej otwierając oczy i kładąc dłoń na piersi. No tak, wcielenie niewinności. No jasne!
            - Ojej, to nie powiedziałem? Idziemy na spotkanie demona zamieszkującego góry. O tam! - Wskazał grotę.
            W tej samej chwili usłyszałam świst i koło mojego ucha przeleciała strzała. Za nami stała grupka mężczyzn, wskazywali na mnie i coś wykrzykiwali. Dzięki Farmazonowi rozumiałam ich bez trudu. Zobaczyli mój dziwny ( jak dla nich ) strój i uznali mnie za demona!
            Diabeł skurczył się do rozmiarów małej laleczki i usiadł mi na ramieniu, przytrzymując się kołnierza.
            - Ożesz ty w pietruchę skrobany! Do mnie będziesz strzelał?! - Farmazon zaczął wymachiwać pięścią i podwijać rękawy, ale nie czekałam na rozwój wydarzeń, rzuciłam się do ucieczki, pędząc co tchu. - Ej! Gdzie lecisz! Broń się! Pokażemy im, kto tu jest mistrzem pięści! - Farmazon pisnął i spłaszczył się na moim ramieniu, kiedy strzała świsnęła nad jego głową. - Gdzie celujesz, ogolony matole?! A chcesz w ryj?!
            - Farmazon! - Sapnęłam, ledwie łapiąc oddech. - Zrób coś, zabierz nas stąd! Farmazon!
            Diabeł posłał mi urażone spojrzenie, kiedy rzuciłam się w krzaki i wylądowałam na brzuchu, a on omal nie zleciał ze swojego siedzenia. Urósł błyskawicznie i obrócił się do ścigających nas mężczyzn z wojowniczą miną.
            - Znikać?! Już ja im pokażę, gdzie raki zimują! Uszy wam odgryzę, wy wypierdki spod psiego ogona, nogi powyrywam i w tyłki powsadzam!
            - Farmazon! - Pisnęłam, chowając się za skałą. - Jaskinia!
            Diabeł spojrzał na mnie, potem na jaskinię i uśmiechnął się szeroko. Powinnam była potraktować to jako ostrzeżenie, ale byłam zbyt zajęta unikaniem strzał.
            - Leć, maleńka, ja cię osłonię! Ale żeby mi już nikt więcej nie mówił, jak to nie można na mnie polegać! - Patrzyłam, jak diabeł odchyla poły szaty i wyjmuje...
            - Czy to bazuka?!
            - A jak! Teraz im pokażemy, psy zapchlone, koguciki, zaraz im odstrzelę przyrodzenie! - Ustawił sobie broń na ramieniu i przykucnął. - Zakryj uszy, mała! - I wystrzelił. Krzyknęłam, zakryłam twarz i padłam na ziemię. Diabeł za to podskoczył radośnie, wywijając wolną rękę. - Ha, wypierdki jedne! I kto ma większego?!
            Poruszyłam ustami, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Farmazon schował swoje działko i chwycił mnie za ramię wciągając do jaskini. Nie opierałam się, ale miałam nadzieję, że nikogo nie zabił. Tylko raz obejrzałam się za siebie, ale dostrzegłam tylko drzewa. Biegliśmy. Farmazon okazał się prawdziwym sprinterem, ledwie dotrzymywałam mu kroku. Zatrzymałam, się, by złapać oddech.
            - Bazuka? Skąd to wziąłeś, czarci pomiocie?
            - Mówisz, jakbyś ty wychodziła z domu bez ulubionych zabawek.
            Westchnęłam i pozostawiłam to bez komentarza. Ruszyliśmy powoli skalną ścieżką, Farmazon prowadził, będąc w swoim żywiole. Nagle poczułam jak coś przemyka mi po ramieniu. Spojrzałam na nie i wrzasnęłam. Zaczęłam podskakiwać, próbując zrzucić z siebie wielkiego kosmatego pająka. Kiedy wreszcie mi się udało, odetchnęłam z ulgą. Nienawidzę pająków. To najobrzydliwsze stworzenia jakie istnieją. Sapnęłam, rozgniatając potworka butem.
            - Nie trzeba było tego robić... - Farmazon wskazał mi coś za moimi plecami. Obróciłam się na pięcie, spodziewając się kolejnego, wiszącego obok mnie pająka, ale to, co ujrzałam, przekroczyło granice mojej wyobraźni. Głowy. Ludzkie głowy z wpatrzonymi we mnie oczami wyrastające z paskudnych pajęczych cielsk. Onigumo. Obiecane przez Farmazona demony. Tylko, że nie wspominał, że będzie ich aż tyle i że to będą pająki!
            - Co to, do diabła, jest?!
            - Ej, tylko nie po nazwisku! - Obruszył się Farmazon. - To demony. Obiecałem, pamiętasz?
            Miałam wrażenie, że za chwilę zemdleję. Zamrugałam, powoli się cofając i starając się nie spuścić demonów z oczu. Jak on mógł tak spokojnie o tym mówić?!
            - Farmazonku... Zonia, kochany... zrób coś...
            Diabeł prychnął.
            - Teraz to kochany? A co z czarcim pomiotem? Hę?! No ale mogę ich potraktować bazuką, jeśli chcesz...
            Chwyciłam diabła za ramię, nim wydobył broń. Jeszcze tego brakowało, żeby zawalił wejście i uwięził nas w jaskini z paskudnymi stworami, które zdawały się spoglądać na mnie... z głodem. Jęknęłam.
            - Mięczak. Przestań się trząść i do boju! No dalej! Co z ciebie za facet?!
            - Nie jestem facetem! - Wrzasnęłam, rzucając się do ucieczki. Farmazon zamrugał i ruszył za mną.
            - Fakt, zapomniałem. To co robimy?
            - Sądziłam, że to ty coś wymyślisz! - Potknęłam się, a diabeł westchnął i błyskawicznie podciągnął mnie na nogi. - Słowo, że jak mnie stąd wyciągniesz, postawię ci wódkę!
            Podziałało. Jeszcze nigdy nie widziałam diabła tak zmotywowanego. Obrócił się i z wrzaskiem triumfu rzucił się w chmarę pajęczyn. Przywarłam do ściany, starając się dojrzeć poczynania diabła zaplątanego w nici pajęczyny. Słyszałam jego wojownicze okrzyki i dźwięk chrobotanie, pochodzący najpewniej od demonicznych pająków. Zacisnęłam palce na jednym z kamieni, jednak za bardzo bałam się trafić mojego drogiego czarta. Podskoczyłam, kiedy obok mojej głowy wylądował przebrzydły demon. I pomyśleć, że kiedyś zachwycałam się japońską demonologią! Odepchnęłam stwora od siebie, próbując wyswobodzić się z nici, którymi we mnie plunął.
            Farmazon wyłonił się z pajęczyn w chwili, kiedy coś błysnęło i u mojego boku pojawiła się postać bliźniaczo podobna do diabła, z tym, że była obrana na biało, włosy anielskimi lokami spływały jej na ramiona, a skrzydła przypominały nie nietoperze, a łabędzie.
            - Cyla! Wreszcie! No popatrz jak te gnidy mnie upaprały! - Czarny bliźniak ze złością pociągnął za skraj swojej szaty. - W życiu nie doczyszczę ubrania! Wszędzie pajęczyna!
            Biały spojrzał na brata z urazą, początkowo mnie ignorując. Odchrząknął i nawet demony zamarły.
            - Farmazonie, duchu nieczysty to był mój ulubiony wazon!
            Diabeł zamrugał, jakby zastanawiając się, co tym razem chodzi po głowie jego „lepszej” połowy. Ja również potrzebowałam chwili, by na to wpaść. Że też białoskrzydły, nie mógł poczekać z pretensjami na lepszą okazję! Farmazon klepnął się w głowę, najwyraźniej wreszcie przypominając sobie o incydencie z rozbiciem wazonu na głowie anioła.
            - Sam wypadł, po co stawiałeś go tak wysoko? Mógł zrobić komuś krzywdę!
            Ancyfer sapnął.
            - Nigdy go nie lubiłeś! Odgrażałeś się, że go  potłuczesz! I to nie ja rzuciłem go na swoją głowę, pomiocie piekielny! - Biały zamilkł, widząc otaczające nas pary oczu i chrząknął. - Kim są twoi nowi przyjaciele, Farmazonie?
            Demony najwyraźniej ocknęły się z szoku, bo rzuciły się chmarą na białoskrzydłego. Anioł pisnął, chwycił mnie za rękę, Farmazona łapiąc za poły szaty i wciągnął w ścianę.
☻☻☻
            Opadłam na kanapę, głośno łapiąc oddech. Miałam ochotę rzucić się aniołowi na szyję i go ucałować.
            - Ancyferze! Jesteś wspaniały! - Zawołałam, ale diabeł wszedł mi w słowo i zaczął pomstować na brata, który popsuł zabawę i nie pozwolił mu zemścić się za zniszczenie odzienia. Bliźniacy kłócili się przez chwilę, aż straciłam cierpliwość!
            - Cisza!
            Farmazon zamrugał zdumiony.
            - Cyla, słyszałeś? Ona tak do mnie... Zero wdzięczności... a przygoda, którą jej załatwiłem? A kto bił się z pająkami i walczył z japońskimi chłopami? No kto, ja się pytam? A ona mnie ucisza! Cyla, weź coś powiedz!
            Zrobiło mi się głupio, może i diabeł wciągnął mnie w kłopoty, ale mogłam to przewidzieć, w końcu to diabeł. Posłałam mu skruszone spojrzenie.
            - Wybacz, Farmazonie. Ty też byłeś wspaniały. - Podeszłam do braci i każdego z nich pocałowałam w policzek.
            Ancyfer się zmieszał i zasłonił twarz lokami, próbując ukryć rumieńce, za to uradowany Farmazon wyszczerzył zęby, i zaczął grzebać po kieszeniach. Przyglądałam mu się w milczeniu. Wreszcie wygrzebał ozdobne pudełko i wyciągnął w moją stronę, twierdząc, że to nie koniec niespodzianek i ma dla mnie prezent. Wzruszona przyjęłam pudełeczko i odwiązałam tasiemkę. Zdjęłam wieczko i zamrugałam na widok butelki.
            - Finlandia. - Przeczytałam na głos i uniosłam brwi. Mogłam się tego spodziewać, skoro diabeł cały dzień mówił o wódce. Ancyfer jęknął i ukrył twarz w dłoniach. Dałabym głowę, że słyszę słowa modlitwy.
            - Wszystkiego najlepszego, solenizantko! - Farmazon mocno mnie uściskał i spojrzał na butelkę z nadzieją. - No to co? Po maluchu?

☻☻Iara☻☻

10 komentarzy:

  1. Gratuluję zwyciężczyniom ;) A Urodzinowy diabeł to świetne opowiadanko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję tobie i zwyciężczyniom. Opowiadanie świetne

    OdpowiedzUsuń
  3. Łoooojej xD Farmazon, słyszałeś? xD
    Tylko, żeby mi nie wymienił na wódkę xD
    Dziękuję bardzo:* Czuję się zaszczycona.

    OdpowiedzUsuń
  4. # lata, pogratulować i życzyć dalszej owocnej pracy :)

    pozdrawiam

    zapraszam w wolnej chwili do mnie
    http://mieedzykartkami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Szeroki uśmiech nie schodził mi z twarzy podczas czytania, gratuluję! ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. O! :O Nie mogę uwierzyć! Strasznie się cieszę, dzięki! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O ja! To było ciekawe, nie powiem. Gratulacje i brawa dla Iary. Świetne opowiadanie, chociaż nie znam tych uroczych bliźniaków. :p
    A tobie, Justillo i Amice libri życzę mnóstwa notek i wiernych czytelników! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Gratuluję rocznicy! :*
    Gratuluję dziewczynom zwycięstwa.
    świetne opowiadanie! ; )

    OdpowiedzUsuń
  9. Gratuluję zwyciężczyniom:) I czekam na kolejny konkurs:)
    PS. Serdecznie zapraszam na Gorącą Krew:) Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Gratuluję.
    A Twojemu blogowi życzę 100 latek. ; )

    OdpowiedzUsuń

"Czas przemija, wypowiedziane słowo pozostaje..."