Autorka: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Trylogia Czasu
Rok wydania: 2012
Stron: 360
Ocena:
10/10
„Nie da się zatrzymać czasu, lecz dla miłości czas może stanąć w miejscu.”
Trylogia Czasu to trylogia zaskakująca. Pierwszy tom przeszedł dla mnie bez echa - nie porwał mnie, nie zachwycił, był dobry, ale czegoś brakowało. To coś odnalazłam w drugim tomie, który bardziej mnie zainteresował a i Gideon nie był taki zły. A trzeci tom... Oj, syndrom "jeszcze jedna strona" sprawił, że z północy zrobiła się druga w nocy i tylko rozsądek kazał mi iść spać.
To zabawne, ale ta trylogia trwa w przeciągu kilkunastu dni. To natężenie wypraw w czasie sprawia wrażenie, że trwa ona znacznie dłużej. I tak, "Zieleń Szmaragdu" zaczyna się w momencie, gdy Gwendolyn wypłakuje się przyjaciółce z powodu kłamstw Gideona. Jednakże na leczenie złamanego serca ma mało czasu. Kolejne podróże w przeszłość, kolejne zagadki i szukanie odpowiedzi, niespodziewani sojusznicy, niespodziewani wrogowie... I przepowiednie, rozwiązanie przepowiedni, to było zaskakujące. Bo Gideon dalej denerwujący, choć na swój sposób uroczy, Gwendolyn wciąż uparta, a Xemerius wciąż niesłychanie taktowny i pomocny - na swój demoniczno - fontannowy sposób.
„ - Nie chcemy żeby twoja wścibska ciotka dorwała nas, kiedy znajdziemy
diamenty.
- Jakie diamenty?
- Raz pomyśl optymistycznie - Xemerius już odlatywał z łopotem - A co
byś wolała? Diamenty czy zgniłe szczątki rozwiązłej pokojówki? To
wszystko kwestia nastawienia. Spotkamy się przed grubym wujem z
chabetą.”
Po przeczytaniu całości, stwierdzam, że największą zaletą tej trylogii jest właśnie jej humor, ciekawi bohaterowie oraz same podróże w czasie, do których opisywania autorka się przyłożyła. Czyta się szybko, z zainteresowaniem, a miejscami wręcz nie idzie się oderwać i ciekawość bierze górę nad zdrowym rozsądkiem (patrz akapit 1.) Do tego bardzo ładna oprawa tych książek - śliczne okładki, kolorystycznie pasujące do tytułów, które z przyjemnością można ustawić na półce.
Warto przypomnieć, że powstał film "Rubinrot". Wprawdzie do polskich kin nie zawitał, ale można znaleźć dobrą wersję z napisami w necie. Obejrzałam i mam mieszane uczucia. Już u kogoś czytałam recenzję, że są w nim zmieszane wątki z każdego tomu, więc zwlekałam z obejrzeniem filmu, póki nie przeczytam "Zieleni...". I muszę przyznać, że to była dobra decyzja. Miejscami sądziłam, że nieźle trzymają się książki, a później śmiałam się do komputera widząc niektóre sceny. Ostatecznie jednak... W sumie czego było się spodziewać? Książki przełożonej żywcem na ekran? Byłoby zbyt pięknie. Więc myślę, że warto docenić scenografię, Gideon był naprawdę fajny, Gwen i Leslie też, a James to wymiótł konkurencję. Ciekawe, czy w kolejnych filmach będzie Xemerius? Pewnie nie, a szkoda. Ale pamiętajcie - najpierw cała seria, potem film.