Autorka: Gabrielle Zevin
Tytuł oryginału: Memoirs of a Teenage Amnesiac
Rok wydania: 2011
Wydawnictwo: Initium
Stron: 264
Ocena:
8+/10
„Jeśli człowiek sam czegoś nie wie, nigdy nie może być pewien, że to, co usłyszy, jest prawdą.”
Przygodę z książkami Gabrielle Zevin zamierzałam rozpocząć od powieści "Gdzie Indziej", której opis bardziej przemawiał mi do gustu. Jednak gdy wypatrzyłam książkę "Zapomniałam, że Cię kocham" - kupiłam. Może drugiej szansy by nie było, a ciekawość wzięła w górę.
Któż z nas nie zastanawiał się kiedyś, co by było, gdyby stracił pamięć? Ile by zapomniał? Jak wiele by się zmieniło, kogo by nie poznał, co by go zdziwiło? Może remont pokoju? Może się wyprowadził? Może najlepszy przyjaciel jest teraz wrogiem, a liceum już dawno skończone? Czasami się nad tym zastanawiałam, co by było, gdyby...
Tymczasem bohaterka książki "Zapomniałam, że cię kocham" naprawdę straciła pamięć. Z powodu błahego zakładu. Z powodu rzutu monetą, gdzie wypadł orzeł... Zamiast reszki. Naomi musiała wrócić do szkoły. Wziąć aparat. Wyjść i zejść ze schodów. Ale nie zeszła - spadła. W szpitalu okazuje się, że straciła pamięć, całe cztery lata. Nie zna chłopaka obok, który nazywa ją Szefową i jest podobno jej najlepszym przyjacielem Willem. Nie wie, że ma chłopaka Ace'a, że rodzice się rozwiedli i nie rozumie, po co właściwie bierze udział przy tworzeniu księgi pamiątkowej. Wiedziałaby, gdyby pamiętała.... Ale nie pamięta. Szuka więc odpowiedzi. A gdy ich nie znajduje, postanawia porzucić przeszłość - żyć teraźniejszością. Poznaje nowego chłopaka, Jamesa z mroczną przeszłością, którą najchętniej by wymazał z pamięci. Oboje uczą się żyć na nowo.
[...] chrzanić wszystko to, co było wcześniej. Zamierzałam się skupić na teraz i na jestem.
Książka wciągnęła mnie od pierwszej strony i nie wypuściła aż do ostatniej. Ciężko mi sobie wyobrazić, co musi czuć osoba, która straciła pamięć. Tutaj mogłam obserwować jak Naomi zmierza się z nową rzeczywistością i na nowo układa swoje życie. Razem z nią przeżywałam kolejne przeciwności. Czasem krzywiłam się, gdy czytałam jak bardzo niektórych rani nieprzemyślanymi słowami. Podziwiałam ją za siłę woli, ganiłam za bezmyślny upór. Podobało mi się jednak, że książka była bardzo... rzeczywista. Jakby naprawdę gdzieś w świecie istniała taka Naomi, Will, James...
Nie zrażajcie się tytułem, bo jest dość nietrafiony. Moim zdaniem to nie miłość jest tu na pierwszym planie, raczej sztuka poznawania siebie na nowo, wartość przyjaźni i przesłanie, że należy żyć teraźniejszością, a nie rozpamiętywać przeszłość. Żyjemy tu i teraz.